poniedziałek, 18 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 5 Nadzieja jest matką głupich, co nie przeszkadza jej być uroczą kochanką odważnych.

W pokoju było ciemno. Ciemno i brudno. Cóż... Można było się tego spodziewać. Przecież cała posiadłość była w ruinie. Chłopcy stali na środku i rozglądali się po pomieszczeniu z minami, które wyrażały rozczarowanie. Wielkie rozczarowanie. Ciekawe czego oczekiwali? Wielkiego lśniącego pokoju wypełnionego pachnącymi poduszkami? Ta wizja była co najmniej śmieszna.
- Co macie takie miny jak zbite psy? Dalej... Szukajcie.... Czegoś? - sama nie wiedziałam do końca czego. Mogła to być księga. Mogła to być karteczka albo chociaż włos, cokolwiek.
- Super. Mamy szukać "czegoś", a to coś jest jedynie rozwiązaniem. A z tego co wiemy, bądź też nie wiemy rozwiązanie to może być czymkolwiek. Tak samo to nie musi być rozwiązanie przecież Dragan... - filozofował Sylvain jak to miał w swoim zwyczaju.
- Och przymknij się co? Boli mnie głowa od tego twojego gadania. Nie lepiej wykorzystać Dragana? - i jak w zwyczaju miał Al wciął się w myśl Sylvaina.
Oczywiście, że łatwiej było wykorzystać demona. Dlatego postanowiłam, że to zrobimy. Choć miałam pewne obawy. Dragan wyglądał tak jakby przed upadkiem chroniła go tylko ta "smycz", którą dzierżyłam w dłoni.
Pociągnęłam go.
- Powiedz... Czego dokładnie mamy szukać? W sumie nie. Sam to znajdź. Bez powodu przecież nas tu nie prowadziłeś? - spytałam. Naprawdę chciałam wracać do domu. Jednak musiał istnieć powód dla którego jeszcze tu chciał nas ciągać.
Dragan naprężył się po czym padł na podłogę i sięgnął dłonią pod coś co kiedyś niewątpliwie było łóżkiem. Skrzywiłam się z obrzydzeniem. Co tam, że zabijam potwory z koszmaru i często po tym jestem uwalona błotem, potem i krwią co tam. I tak nadal będzie mnie brzydzić kurz na podłodze.
Po chwili demon wstał, a w dłoni trzymał coś. Część ludzkiego ciała. Trzymał dłoń. Kobiecą dłoń.
To było jednak naprawdę dziwne. Nie zdziwiłabym się tak bardzo gdyby nie mały szczególik. W rękach Dragana kobieca dłoń świeciła się lekką niebieskawą poświatą.
-Ona... - zaczął demon
- Super nie żyje. - podsumował zdenerwowany Al. Ewidentnie chciał już wracać. Nie dziwiłam mu się ja też byłam zmęczona. Jednak mieliśmy zadanie, które należało wypełnić, prawda?
- Al! - skarciłam go. Jego słowa były odrobinę okrutne przecież to była właścicielka Dragana, a on pewnie żywił do niej jakieś uczucie albo chociaż coś na wzór przywiązania.
- Nie. Ona tu była. Całkiem niedawno! - nagle demon jakby odzyskał siły. Czy ta jedna myśl i nadzieja, że może spotka jeszcze swoją właścicielkę potrafiła przywrócić mu siły? Dziwiłam się bo jeśli tak to czemu ludzie tak często tracili nadzieję? Istota która nie powinna odczuwać uczucia nadziei a nawet gardzić nim to teraz żyła tylko nadzieją. Czemu ludzie tak nie potrafią?
- I wnioskujesz tak po odciętej dłoni ? - spytał Sylvain wyciągając swoją dłoń, po tą którą trzymał demon. Jednak kiedy Dragan to zobaczył szybko odsunął się i warknął na Sylvaina. Był dziwnie zaborczy.
- Tak. Zostawiła to tu bym mógł ją namierzyć - powiedział nieco nadąsany demon.
- Namierzyć? - zdziwiłam się tak samo jak reszta. Kto zostawia swoją dłoń na podłodze by zostać odnalezionym? Nigdy o niczym takim nie słyszałam. Nawet nie wiedziałam czy to prawda. Al i ja spojrzeliśmy się pytająco na - nasz mózg drużyny - Sylvaina.
Ten zastanowił się chwilę pocierając podbródek.
- Chyba gdzieś o tym czytałem. Tak myślę. To jakiś bardzo stary sposób.
- Jesteś w stanie nas do niej zaprowadzić? Najlepiej teraz? - dłoń na której miałam znak zaczęła mnie niewytłumaczalnie swędzić, dlatego bezmyślnie puściłam smycz i zaczęłam się drapać, a Dragan skorzystał z okazji i wyskoczył przez okno. Z drugiego piętra. Uciekł nam. Tak po prostu. A ja czułam. DOSŁOWNIE czułam jak oddala się od nas. Bolało mnie coraz bardziej.
Chłopcy zaklęli. Poczułam się słabo. Coraz słabiej....

***

Dragan oddalał się coraz bardziej w dłoni kurczowo trzymając odciętą dłoń swej pani. Im bardziej oddalał się od tej nieznośnej małej łowczyni, tym większy odczuwał ból. Jednak był demonem. Potężnym demonem. Demon nie czuje bólu. Demon nie czuje miłości. Demon nie czuje nic oprócz wielkiego gniewu i nienawiści. Demony są złe i już! Jednak on nie był jak wszystkie demony. Nie chodziło tu tylko o jego wielkość i potęgę o nie... On nie był już sobą, odkąd parę stuleci temu ta wiedźma pojmała go i zrobiła z niego ciepłe kluchy. Czującą istotę był prawie jak człowiek. Dragan gardził ludźmi. Dla niego byli słabeuszami, którzy ciągle błądzą. Ulegają swoim słabością. A demony takie jak Dragan żywią się ludzkimi słabościami, podsycają ich niepewność, zabierają nadzieję, a nie do cholery sami ją tworzą i nią żyją! Zawsze przecież mogła to być kolejna z jej gier...
Chciał ją odnaleźć. Nie wiedział po co. Czy chciał wolności czy po prostu jej. Może chciał obu. Nie wiedział. Chciał po prostu chciał.
Ból zaczął doskwierać mu coraz bardziej. Dragan jednak czuł, że jest coraz bliżej swej pani. Nie znajdowała się aż tak daleko jak myślał. Obcięty członek świecił coraz jaśniej, jej zapach atakował go już ze wszystkich stron. Demon czuł jak słabnie. Jednak nadzieja zobaczenia jej ciągle utrzymywała go w pionie. Znowu ta durna nadzieja. Nie mógł znieść, że jest w stanie nią żyć. Ciągle w transie ledwo przytomny dążył do celu. Już tam był. Już ją widział, chciał ją dotknąć wyciągną rękę i.... Upadł. 
Ból rozsadzał jego ciało. Nie jęczał, nie płakał tylko starał się jeszcze raz otworzyć oczy, by jeszcze raz zobaczyć jej piękną twarz.... Znowu odczuwał do niej te ciepłe uczucia, które niczym strumień gorącej wody wylewały mu się z miejsca gdzie powinno być serce na całą jego ludzką i demoniczną postać. Jak to zrobiła? Minęło tyle lat. Ona go zaślepiła, a on jakoś nigdy nie zastanawiał się jak jej się udało. Dopiero kiedy zniknęła w tę dramatyczną noc, poczuł pustkę i miał czas na własne myśli. Był zły, ale jednocześnie czuł, że kogoś mu brakuje... Do czasu aż do jego życia wtargnęła ta mała Nocna Łowczyni i rozbiła tą cholerną butelkę, która zapełniła mu pustkę. Po raz pierwszy od tylu lat nie odczuwał tej pustki. Była jego wybawieniem. Jednak i tak jej nienawidził.
Czemu teraz o tym myślał? Czemu teraz kiedy powinien czołgać się do swej pani i z uwielbieniem spełniać każdą jej zachciankę jak zawsze, rozmyślał o sobie i o tej dziewczynie? Nie wiedział. Już zupełnie się nie poznawał.
- Witaj z powrotem ukochany - usłyszał zmysłowy szept, a potem objęły go jej ramiona.

________________

Rozdział nie za specjalny jak dla mnie. Jednak obiecałam. Dwa razy się usunął. Od dwóch miesięcy się zbierałam. No myślę, że z następnym pójdzie mi o wiele lepiej, bo i następny powinien być naprawdę ciekawy. 
Cytat - Stanisław Jerzy Lec